Cztery lekcje z Gazy

Proszę sobie przypomnieć, co się mówiło ledwie kilka tygodni temu. Odkąd Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn podpisały traktaty pokojowe z Izraelem, a Arabia Saudyjska milcząco je zatwierdziła, słyszeliśmy zewsząd, choćby między wierszami, że nie ma już problemu palestyńskiego, Palestyńczycy są bez znaczenia i nie będą już przedmiotem międzynarodowego zainteresowania.

Rozumowanie było takie, że kres konfliktu arabsko-izraelskiego kończy konflikt izraelsko-palestyński. Ale niezależnie od tego, jak bardzo Palestyńczycy byliby odizolowani, to nie zniknęli z Izraela i terytoriów okupowanych. Wystarczyło zatem, że premier Netanjahu dał wolną rękę skrajnej prawicy w nadziei na odtworzenie rządu, aby prowokacje w Jerozolimie wywołały reakcję Palestyńczyków i wybuchła nowa wojna.

To pierwsza lekcja z tego, kolejnego już, rozdziału wielowiekowego konfliktu. Nic i nikt nie będzie w stanie pogodzić Palestyńczyków i Izraelczyków na dłuższą metę bez porozumienia pokojowego, tworzącego państwo palestyńskie obok Izraela. To fakt i czas, aby wszyscy go uznali. Są jeszcze trzy, równie ważne na przyszłość.

Islamiści z Hamasu, którzy długo byli w mniejszości wobec świeckiej partii Fatah, twórcy palestyńskiego ruchu narodowego, są teraz w większości. Nie wygrali dlatego, że Palestyńczycy zjednoczyli się wokół islamizmu Bractwa Muzułmańskiego, ale dlatego, że Fatah nie zdołał przekształcić porozumień z Oslo w długo oczekiwane porozumienie pokojowe, podupadł i pogrążył się w korupcji. Poza tym Hamas był w stanie wysłać na Izrael koło 2 tys. pocisków, które zniszczyłyby całe dzielnice Tel Awiwu, gdyby Izraelczycy nie mieli tak skutecznego systemu przechwytywania.

Izrael, który jak nigdy stanął przed wyzwaniem militarnym ze strony Palestyńczyków, postanowił zdziesiątkować i zniszczyć Hamas. To tłumaczy intensywność bombardowań Strefy Gazy. Ale niezależnie od zadanych im ciosów islamiści narzucili się jako rozmówcy Izraelczyków, którzy muszą z nimi negocjować za pośrednictwem egipskich służb.

To druga lekcja z tej wojny. A trzecia jest taka, że trzy Palestyny: ta w Strefie Gazy, ta na okupowanych terytoriach Zachodniego Brzegu i ta, która stanowi 20 proc. ludności Izraela, są teraz zjednoczone w tej samej woli przeciwstawienia się Izraelczykom.

To nie musi się okazać trwałe, ale – i to jest ta trzecia lekcja – Izrael ponosi poważną porażkę polityczną właśnie w chwili, gdy pogłębiają się jego wewnętrzne podziały: między Izraelczykami świeckimi i religijnymi, aszkenazyjskimi, sefardyjskimi i rosyjskimi, prawicą i lewicą, zwolennikami i przeciwnikami kompromisu z Palestyńczykami.

Co do czwartej lekcji z tych walk: Izrael nie może wiecznie polegać na swojej przewadze militarnej. Gdyby Irańczykom udało się dostarczyć Palestyńczykom broń, którą zgromadzili w Syrii i południowym Libanie, Izrael poniósłby ogromne straty ludzkie i materialne, z których trudno byłoby mu się podnieść. Pokój jest pilną potrzebą, najbardziej dla Izraela.