Konsensus brukselski

Co dalej? Francja, Niemcy, Komisja Europejska i wiele stolic Unii zaakceptowało zasady wspólnych pożyczek i inwestycji. Pozostaje wynegocjować kompromis z krajami najbardziej zainteresowanymi równowagą budżetową.

Należy oczywiście wskazać obszar owych inwestycji, by ożywić gospodarki i zatrzymać wzrost bezrobocia. Potrzeba też… Jak to ująć? Słowo „program” wydaje się za mocne, bo szczęśliwie nie ma w Europie jednej dominującej partii. Jest lewica, prawica, są zieloni i partie centrowe. Różnorodność i bogactwo polityczne z pewnością nie znikną. To atut. Nie ma powodu, by próbować nadać europejskim siłom wspólną agendę. Ale czujemy – my, obywatele europejscy – że trzeba jasno określić, co nas łączy, a co dzieli w krajobrazie ukształtowanym przez pandemię.

Wojna zostawiła nam Europę do odbudowy i obrony przed ZSRR. Z tej potrzeby wyłonił się konsensus co do ochrony socjalnej, polityki przemysłowej i wspólnego rynku. Sukces powojennego trzydziestolecia, wraz ze wzrostem cen surowców i stopniową implozją systemu sowieckiego, otworzył nową epokę. Przez ok. 40 lat – od pierwszych wyborów Margaret Thatcher do pierwszej śmierci w Wuhanie – „konsensus waszyngtoński” określał politykę pięciu kontynentów. W jego ramach przyjęliśmy, że państwo nie jest rozwiązaniem, lecz problemem, za wysokie podatki zmniejszają wpływy do budżetu, a rozwój wolnego handlu to gwarancja demokracji.

Neoliberalizm, podobnie jak epoka Breżniewa w ZSRR, wykazywał oznaki wyczerpania na długo przed upadkiem. Rozpadł się faktycznie w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Państwo ponownie staje się rozwiązaniem. Dług publiczny okazuje się nieuniknionym narzędziem do ratowania miejsc pracy. Wchodzimy w trzecią erę, a najbardziej jaskrawym tego przejawem jest rezygnacja Niemiec z „Schwarze null”, żądania zerowego deficytu.

Po długim okresie rządów Adama Smitha powrócił Keynes, ale gdzie są nasze siły polityczne i jakie są cele, co do których się zgadzają?

To musimy dziś zrozumieć i nazwać. Bezużyteczne i daremne byłoby dążenie do wspólnego programu dla głównych partii europejskich, ale musimy wiedzieć, czym jest powstający „konsensus brukselski”, który zastąpi waszyngtoński i ogarnie świat tak samo jak thatcheryzm.

Więc czytajmy, patrzmy, słuchajmy. Nie wszyscy chcieliby w tym samym tempie wejść w nowy model przemysłowy, ale poza nielicznymi wszyscy się zgadzają, że trzeba walczyć z globalnym ociepleniem i przyspieszyć działania ekologiczne. Jeszcze przed pandemią wszystkie wnioski Komisji opierały się na zielonym ładzie. Ideę tę Parlament promował przytłaczającą większością głosów.

Drugim punktem konsensusu jest koncentracja na badaniach przemysłowych i modernizacji, innymi słowy: wspólna polityka przemysłowa, by nie przeoczyć punktu zwrotnego (sztuczna inteligencja). Trzeci punkt to świadomość, że nie można dłużej polegać na międzynarodowym podziale pracy w strategicznych obszarach. Unia musi dążyć, jak Chiny i Stany Zjednoczone, do suwerenności przemysłowej, która ochroni ją przed zewnętrznymi zależnościami.

Czwarty punkt – Unia musi, podobnie jak USA i Chiny, dysponować środkami własnej suwerenności politycznej, czyli wspólną obroną i dyplomacją. Piąty punkt widać czarno na białym w propozycjach francusko-niemieckich i Komisji: państwa członkowskie nie mogą zwlekać z harmonizacją systemów podatkowych i ochrony socjalnej.

Po szóste, Unia nie może dłużej odmawiać wspólnego zadłużenia, bo w gruncie rzeczy nie chodzi o łączenie długów, ale o inwestowanie w przyszłość. Rozdział Margaret Thatcher został zamknięty, otwiera się kolejny: konsensus brukselski.

Widzimy to jasno. Ale są różnice zdań na temat tego, czym powinna być wspólna obrona, zielony ład, polityka przemysłowa, jak mają wyglądać stosunki z Chinami czy Rosją. W Unii nie ma partii dominującej, ale powstający konsensus jest istotny, innowacyjny i przyszłościowy. Trzeba pilnie powiedzieć Europejczykom, że nie gubią się we mgle, przeciwnie, zmierzają ku wspólnemu horyzontowi. Konsensus brukselski skupia od dwóch trzecich do czterech piątych ich sił politycznych. To więcej niż kwalifikowana większość.