Nowy pomysł na Unię
To jest to. Stało się, wreszcie się stało. Francja, Niemcy i cała Unia Europejska, z wyjątkiem Węgier, w końcu zdały sobie sprawę, że pozwalając Władimirowi Putinowi wygrać w Ukrainie, narażą się na ryzyko, że zechce sprawdzić ich determinację w Estonii albo na granicy z Finlandią. Będzie się starał je podzielić, strasząc bezpośrednim konfliktem, i podważyć ich jedność. Lepiej więc późno niż wcale. Ale na czym stoimy?
Jeśli Donald Trump wygra wybory, szybko przystąpi do demontażu NATO i spróbuje porozumieć się z prezydentem Rosji kosztem Europejczyków. To najgorszy scenariusz, ale nawet jeśli Joe Biden zostanie ponownie wybrany, USA nadal będą dystansować się od Europy, żeby bardziej skoncentrować się na Chinach.
Praktycznie nie mamy już amerykańskiej ochrony i nie mamy własnej obrony innej niż armia francuska. Dopóki Sojusz się nie rozpadnie, a Kreml nie będzie w stanie zatriumfować nad Ukrainą, mamy zaledwie kilka lat, żeby sprostać trzem głównym wyzwaniom.
Po pierwsze: trzeba stworzyć paneuropejski przemysł zbrojeniowy, bez tego nie będziemy w stanie ani zagwarantować sobie bezpieczeństwa, ani wesprzeć Ukrainy, ani też przyjść z pomocą jakiemukolwiek innemu państwu, które powinniśmy chronić, żeby chronić samych siebie.
Po drugie: trzeba zwiększyć zasoby finansowe Unii. Nie będziemy w stanie położyć fundamentów pod wspólną obronę bez budżetu, który musi dopiero powstać. Niezależnie od tego, czy uczynimy to poprzez rozwój zasobów UE, uwspólnotowienie części wydatków wojskowych, czy poprzez oba te działania – nie możemy dłużej się wahać.
Jeśli chodzi o trzecie wyzwanie, niewątpliwie najtrudniejsze, to jest nim rozszerzenie Unii przy jednoczesnym potwierdzeniu unii politycznej ze zharmonizowanym opodatkowaniem, wspólną dyplomacją i siłami zbrojnymi zintegrowanymi w systemie obrony.
Możemy sprostać – konieczność stworzy prawo. Paneuropejski przemysł zbrojeniowy będzie wymagał wspólnego finansowania i zmusi nas do znajdowania nowych wspólnych zasobów. Nie będziemy w stanie podjąć tych kroków bez zacieśnienia i poszerzenia naszych szeregów. Jeśli mamy zyskać na znaczeniu, nie możemy pozwolić wrogim siłom osiedlić się na obrzeżach kontynentu i zorganizować się przeciw nam. Musimy zintegrować kraje, które tego chcą, ale nie uda się bez nadania Unii serca poprzez jeszcze głębsze zjednoczenie tych 27 państw, które są gotowe dążyć do unii politycznej.
Jeden krok prowadzi do kolejnego. Nie chodzi o rozpoczęcie niekończących się i wysoce niepewnych negocjacji w celu zmiany traktatów, ale o innowacje, pragmatycznie, tak jak zrobiliśmy to w przypadku szczepionek i naszej pierwszej wspólnej pożyczki.
Nie jest to niemożliwe, ale nic się nie uda, jeśli narody Europy tego nie zechcą. Debatę należy rozpocząć jak najszybciej, a jeśli wybory w PE nie zapewnią takiej możliwości i pozwolimy nowej skrajnej prawicy przekształcić je w wybory krajowe, wybierzemy wymazanie Europy, a nie jej afirmację. Jej porażkę, a nie odrodzenie.