Czterech despotów w niebezpieczeństwie

Naprawdę „szczęśliwego nowego roku”? Jak można życzyć sobie nawzajem szczęśliwego roku po takim jego początku w Brazylii, kiedy wszyscy wiemy, że czeka nas kontynuacja wojny w Ukrainie, morderstwa w Iranie, spustoszenia wywołane przez covid w Chinach i cała reszta trudnych spraw, nie mówiąc już o przyspieszeniu zmian klimatycznych?

A więc „szczęśliwego nowego roku”? Nie, zdecydowanie nie.

Nie śmiem nawet o tym myśleć ani pisać, ale całkiem możliwe, że nie wszyscy wielcy despoci utrzymają się na swoim miejscu. Nie wiem, na którego z nich trafi, ale niewykluczone, że kilku z nich straci władzę. Weźmy np. Erdoğana.

Turcja w czerwcu wyłoni prezydenta i premiera, podczas gdy inflacja przekroczyła już 120 proc., a „sułtan”, jak to się mówi, uparcie karmi ją podwyżkami płac i programami mieszkaniowymi, nie mając na to pieniędzy. Podobnie słaby jest prezydent Xi, choć nie grozi mu negatywny werdykt przy wyborczych urnach. Znaczące, że w obliczu protestów musiał się wycofać ze swojej polityki „zero covid”.

Nie ma już masowych lockdownów, nie ma całodobowych badań, nie ma nic, a w rezultacie epidemia osiągnęła takie rozmiary, że liczba ofiar śmiertelnych jest nie do policzenia w kraju, w którym spada wzrost gospodarczy, wirus rozprzestrzenia się na wieś, a sektor nieruchomości jest w stanie bankructwa.

Jeśli chodzi o irańskiego „Najwyższego Przywódcę”, to ma tak mało kart politycznych w ręku, że jedyne, co mu pozostało do zastraszania ludności, to szubienice. Sytuacja Władimira Putina jest jeszcze bardziej krucha niż pozostałych trzech. Od 24 lutego ponosi same porażki i upokorzenia, jest chodzącym po linie linoskoczkiem, choć powszechnie uważa się, że nie może upaść, bo „nie ma opozycji”.

To prawda. Nie ma jej również w Chinach czy Iranie. Tylko w Turcji jest opozycja, ale przeciwników tych czterech despotów ogólnie przybywa. Chińczycy widzą, że król jest nagi, Irańczycy masowo zwrócili się przeciw teokracji, sondaże pokazują Erdoğana jako przegranego. Przestańmy mówić, że nikt nie rzuci wyzwania Putinowi.

Gdy szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn obrzuca błotem dowództwo wojskowe, czyżby nie wiedział, że naczelnym dowódcą jest nie kto inny, tylko sam prezydent? Oczywiście, że nie. On o tym wie i atakuje tylko po to, by oskarżyć dowódcę bez podania nazwiska, tak jak to robią korespondenci wojenni i blogerzy wojskowi, którzy w coraz bardziej jadowitych słowach atakują przebieg operacji w Ukrainie.

W Rosji nie ma już opozycji, bo Putin złamał ją dawno temu, ale rywalizacja rozprzestrzeniła się na szczyty władzy – wszyscy żyją już tym, co się wydarzy po rządach cara. Żaden z czterech tyranów nie spełnia warunków koniecznych do trwania, a są to: posiadanie bazy społecznej i zapewnienie stabilności politycznej w kraju.

Baza społeczna Recepa Erdoğana, składająca się z pobożnych drobnych przemysłowców z Anatolii i zubożałych mieszkańców wielkich miast, nie wierzy już, że jest on w stanie poprawić ich los. Reszta kraju – wielki przemysł, wysoka służba cywilna i miejska klasa średnia – widzi w nim czynnik niestabilności. Będąc u władzy od 2002 r., turecki prezydent może próbować utrzymać się siłą, oszustwem lub jednym i drugim, ale ani armia, ani nawet jego partia nie dają mu gwarancji trwania u władzy.

Erdoğan jest w niepewnej sytuacji – podobnie jak Xi Jinping. Gdy gniew Chińczyków stanie się tak wielki, że reżim mógłby się zachwiać, partia poświęci przywódcę bez wahania i ku uciesze wszystkich, których usunęła z kierownictwa.

Najwyższy Przywódca Iranu jako jedyny z tej czwórki zachował bazę społeczną. Jako zbrojne skrzydło teokracji i główna siła gospodarcza kraju Strażnicy Rewolucji mają żywotny interes w tym, aby zapobiec powstaniu, które mogłoby obalić reżim. Mają środki wojskowe. Ale pomijając fakt, że nie wszyscy uważają przemoc za właściwy środek, nie są już dalecy od myśli, że najlepszym sposobem na utrzymanie władzy byłoby ewentualne utrzymanie Przywódcy i teokracji wyłącznie jako zasłony dymnej dla dyktatury wojskowej.

A Putin? Jego jedynym atutem jest to, że jest tylu pretendentów do jego sukcesji. Żaden z nich nie może wystąpić bez ryzyka, że zgromadzi przeciw sobie wszystkich pozostałych. To polisa ubezpieczeniowa prezydenta na życie, ale nie chroni go zbyt dobrze, bo politycznie świadoma Rosja, z miast, zajmująca się usługami i wysoką technologią, jest na wygnaniu albo w całkowitej rozterce. Bo służby bezpieczeństwa nie widzą już w nim gwaranta stabilności; bo armia ma wszelkie powody, aby zarzucić mu, że wplątał ją w przygodę, której nie chciała; bo tylko zmiana reżimu może uratować wielkie fortuny, a jedyną bazą, która pozostaje lojalna wobec tego człowieka, jest wieś, która z natury jest konserwatywna.

Więc może powinniśmy zaryzykować „szczęśliwego nowego roku”, myśląc o upadku choć jednego z tej czwórki.