Wojna w Ukrainie: trzy błędy, których nie możemy popełnić

Nie wszystko, co jest prawdą, można mówić głośno w każdym momencie. Na razie rosyjski prezydent niszczy Donbas bombami. Agresja szaleje, a gdy Putin poddaje Ukrainę męczarniom, nie powinniśmy się martwić o to, by przypadkiem „nie upokorzyć Rosji”.

Gdy Putin zostanie zepchnięty z powrotem do granic swojego państwa, będzie to już inna historia. Tego dnia błąd traktatu wersalskiego nie może się oczywiście powtórzyć i trzeba uważać, by nie narzucić Rosji takich warunków pokoju, które pozostawią ją zrujnowaną, pomniejszoną i myślącą tylko o zemście. Należy oczywiście uczynić wszystko, żeby włączyć Rosję do koncertu narodów europejskich. Trzeba będzie pomóc zakorzenić w Rosji demokrację, zbudować z nią kontynent stabilności i dobrobytu, na którym wojna byłaby tak samo niewyobrażalna jak między Niemcami a Francją. Ale teraz, w tych dniach cierpienia i oporu, zadanie jest zupełnie inne.

Nie chodzi o to, aby oszczędzić Putina, ale o to, aby pomóc Ukrainie go odepchnąć. Nie chodzi o to, aby „znaleźć dla niego wyjście”, ale o to, by nie dawać mu niczego, dopóki nie zrezygnuje z walki i nie zaproponuje własnego wyjścia, co w końcu będzie musiał zrobić. Wtedy demokracje nie będą miały powodu, żeby odmawiać mu rozmowy. Wtedy nadejdzie czas na to, aby „nie upokarzać Rosji”. Ale dopóki agresja nie zostanie pokonana, obawy przed upokorzeniem są niesłuszne. To pierwszy z trzech błędów, których nie należy popełniać.

Drugi byłby brak odwagi w podjęciu politycznego wyzwania, przed którym stoi obecnie Unia Europejska, ponieważ… cofnijmy się o osiem lat.

W 2014 r., kiedy Putin zaatakował Ukrainę, nie obwiniał jej o chęć zbliżenia się do NATO. Nie musiał tego robić, bo Ukraina była wówczas w przeważającej większości temu przeciwna. To właśnie chęć przyłączenia się do UE kosztowała Ukraińców Krym – odtąd ich kraj znalazł się pod ostrzałem prezydenta Rosji.

Nie przyznając Ukrainie statusu kraju kandydującego, 27 państw uprawomocniłoby weto Putina. Nie przyznając jej statusu kraju kandydującego, Unia uznałaby prawo prezydenta Rosji do odtworzenia imperium wbrew woli narodów, które się od niego uwolniły. Unia nie może w żaden sposób popierać takiej nostalgii, ale ryzykując paraliż, nie może też przystąpić do nowych rozszerzeń bez modyfikacji swoich instytucji.

Unia nie może też przyznać statusu kandydata nowym krajom, jeśli musiałyby czekać około dwóch dekad, zanim zostałyby w pełni zaliczone do wspólnoty. Stworzyłoby to całkowicie dwuznaczną i trudną do opanowania sytuację.

Unia nie może więc dziś udzielać Ukrainie odpowiedzi wieloznacznej i tworzyć dodatkowej „struktury oczekującej”, nad którą wkrótce kontrolę przejęłyby Wielka Brytania i USA. Musi wymyślić siebie na nowo.

Musi stać się Unią wieloetapową, jedną Unią zwaną Unią Europejską, w której współistniałyby jednak trzy różne podmioty. Strefa wolnego handlu rządzi się zasadami państwa prawa, bardzo szybko mogliby do niej dołączyć nowi członkowie. Pierwszy z tych trzech zespołów mógłby nosić nazwę Europejskiej Wspólnoty Politycznej, o której wspomniał prezydent Republiki Francuskiej. Drugim byłaby obecna Unia, ale zacieśniona przez obowiązek przyjęcia wspólnej waluty. Trzecia byłaby Unią polityczną, której członkowie połączyliby siły w zakresie obrony, polityki zagranicznej i inwestycji w przemysł przyszłości.

Żaden z tych trzech poziomów nie zostałby ustanowiony na zawsze, poszczególne państwa mogłyby przechodzić z jednego do drugiego, kiedy by chciały i mogły. Byłaby to poważna zmiana, ale dzięki niej 27 krajów nie przegapiłoby swojego „spotkania z historią”, popełniając błąd polegający na tym, że nie wymyśliłyby się na nowo w obliczu powrotu wojny. Pozwoliłoby to przekształcić potrzebę poszerzenia swoich szeregów w narzędzie do pogłębienia jedności.

Trzecim błędem, którego należy dziś uniknąć, jest obawa przed trzecią wojną światową, która już się rozpoczęła. Nie ma potrzeby się bać. Już w niej jesteśmy, bo choć nie wezwie ona całego świata do walki tak gwałtownie jak bombardowanie Sarajewa i inwazja na Polskę, to agresja Rosji na Ukrainę zajmie więcej niż trzy miesiące i odczuje ją pięć kontynentów.

Niedobory chleba zagrażają Egiptowi, krajom Maghrebu i Afryce Subsaharyjskiej. Nie ma już państwa, w którym ceny nie rosłyby gwałtownie: czy to żywności, czy energii, czy też jednego i drugiego. Sytuacja jest najeżona kryzysami społecznymi, które same w sobie są źródłem destabilizacji politycznej, a ze strategicznego punktu widzenia rozwój walk na Ukrainie ma duże znaczenie dla oceny przez Chiny możliwości zajęcia Tajwanu.

Trwałość władzy Xi Jinpinga staje się równie niepewna co równowaga sił między USA a Chinami. Wojna w Ukrainie natychmiast się zglobalizowała. W tym sensie już jest światowa. Jesteśmy dopiero na początku bardzo długiego i niepokojącego rozdziału.