Drodzy suwereniści, wejdźcie w XXI wiek!
Znowu się zaczęło, naprawdę znowu się zaczęło. Europa narodów kontra „coraz ściślejsza Unia”, jak to ujmują traktaty. Debata narasta, jest coraz bardziej zażarta, a wielki problem polega na tym, że suwereniści wciąż wierzą, że żyją w XX w.
W ubiegłym stuleciu mogli stanowczo odrzucać wszelkie perspektywy unii politycznej, bo bezpieczeństwo gwarantował nam amerykański parasol. Pod jego osłoną mogliśmy twierdzić, że jesteśmy suwerenni, choć byliśmy tak naprawdę zależni od USA.
Dało się tak ze względu na zimną wojnę. W tamtych czasach mogliśmy mówić wszystko, przechwalać się, a nawet powoływać na naszą suwerenność narodową, aby wzmacniać swoją pozycję i odróżnić się od Stanów Zjednoczonych. Ale dzisiaj?
Cóż, to już nie jest możliwe. Od dnia w 2008 r., gdy USA nie zareagowały na inwazję Putina na Gruzję, wbijają nam do głowy, że ich strategicznych interesów nie należy już bronić w Europie, ale u wybrzeży Chin. A zatem my – dawni protegowani – musimy teraz wziąć swój los w swoje ręce.
Czy tego chcemy, czy nie, musimy wyposażyć się we wspólną obronę, inaczej będziemy nadzy. Nawet najwięksi atlantyści wśród nas zrozumieli to wyraźnie, gdy Stany porzuciły Afganistan. Nadszedł czas, drogi panie Orbán, droga pani Le Pen, drogi panie Kaczyński, drodzy suwereniści, eurosceptycy i eurofobowie z prawa i lewa, by wyciągnąć wnioski.
A skoro musimy budować europejską obronę, to musimy też położyć podwaliny pod wspólną politykę zagraniczną, badawczą i przemysłową – słowem, zewrzeć szeregi w coraz ściślejszej unii.
Nikt nie potrafi jeszcze powiedzieć, jaka będzie ta Unia za 15 czy 20 lat, kiedy do wspólnego rynku i waluty dodamy obronę i inwestycje. Nie będzie tym, czym są Stany Zjednoczone Ameryki, bo UE to stare państwa, których specyfika jest atutem – nie można go zmarnować.
Jeśli chodzi o relacje między państwami narodowymi a ich związkami, to bez wątpienia znajdziemy się gdzieś pomiędzy Konfederacją Szwajcarską a federalizmem niemieckim. Będziemy musieli się wymyślać na bieżąco, ale pewne jest to, że nasza Unia stanie się bardziej polityczna, nasze instytucje bliższe obywatelom, nasza demokracja bardziej powszechna, a dzięki wzrostowi suwerenności na scenie międzynarodowej nasze kraje w końcu zyskają więcej rzeczywistej suwerenności, niż mają obecnie.
Tak więc wejdźcie w XXI w., drodzy suwereniści, przestańcie myśleć tak, jakby mur nie upadł, a Amerykanie nadal tu byli. Przestańcie okłamywać siebie i narody Unii. Przyczyńcie się do wspólnej refleksji nad priorytetami, które należy wybrać, i tempem, jakie trzeba sobie nadać.
Musimy iść szybko, ale nie za szybko. Spieszyć się powoli. Ciągłe pogarszanie się sytuacji międzynarodowej zobowiązuje nas do ciężkiej pracy, aby przetrwać, póki jest jeszcze czas, ale okoliczności nas nie ponaglają, bo nasze kraje, ich intelektualiści, prasa i sami przywódcy polityczni są dalecy od uświadomienia sobie tej pilnej potrzeby.
Nie będzie łatwo, ale jeśli suwerenność naprawdę ma dla was znaczenie, drodzy suwereniści, przestańcie wszystko gmatwać i spowalniać, przestańcie nas hamować, wznawiając debaty, które nowy wiek już zakończył.